GŁOS Z OTCHŁANI CZ. 2 - AP.



Głos z Ciemności – cz.2.
Druga sesja z tej przygody



Wróg z przeszłości

      Mimo że, w Monastyrze byli dopiero jeden dzień, zdawało się że to miasto na ich oczach marnieje i chyli się coraz niżej ku przepaści. Gdy Lorenzo przystanął by spojrzeć w niebo, szczelina nad Monastyrem zdawała się być znacznie mniejsza. "Czy bliżej nam jeszcze do światła powierzchni czy bezdennej Ciemności" – pytał siebie. Takie myśli przerwało poruszenie u wejścia do koszar. Nawet wśród niewzruszonych Rytualistów nowina wzbudziła żywe emocje. Plotka niosła, że do klanu przybył Kieran, szanowany Justycjariusz Omamu urodzony w Monastyrze. Przybycie tego lubianego i potężnego człowieka wraz ze świtą swoich kirasjerów wzbudziło nadzieję i chwilową radość. Nikt tutaj, jednak nie wiedział o wydarzeniach sprzed miesiąca w których uczestniczyli Livia, Yamanoide i Drago. Podczas misji w Klanie .0 Justycjariusz wszedł w konszachty z Ciemnością, ale nigdy nie zostało wyjaśnione czy został on ukarany. Teraz nadeszła chwila na przypomnienie tamtych dni. 

       Zaraz po obronie artefaktu przed Rytualistą, pięciu bohaterów wyszło ze starożytnego bunkra, ledwie trzymając się na nogach. Zaledwie zdążyli streścić Yamanoide co stało się w kompleksie, już udali się by zdać raport Radzie. Jakież było ich zdziwienie gdy wjeżdżając windą w wieżowcu Klanu .0 dowiedzieli się iż wszyscy justycjariusze, wraz z Rytualistą, czekają na ich sprawozdanie. Decydenci długo kazali na siebie czekać, a napięcie rosło gdy w przedsionku przed wielkimi wrotami słychać było głośną kłótnię. Twarze czwórki dysydentów pobladły kiedy ujrzeli niewzruszonego Kierana, który jeszcze niedawno groził im śmiercią. Wydawało się, że nic się nie stało, rozmowa miała wyglądać jak zwykłe zdanie raportu. Fiodor, rzecznik Jaszczurzej Włóczni, nie wytrzymał jednak tego przedstawienia, przerywając Hanzytce i wskazując zdrajcę. Podczas gdy Livia starała się zatuszować sprawę, Soldata bezlitośnie powtórzył swoje oskarżenie. Tak Rada została skłócona, do tego stopnia, że decydent klanu .0 – Gildensztern nakazał wszystkim opuszczenie sali. Jedynie soldacki Justycjariusz, sławny Kaldor z Kompanii Dwugłowego Orła rzucił technoklanycie obelgą w twarz i opuścił to miejsce przyrzekając, że sam wymierzy sprawiedliwość. Technoklanyta w krótkich gorzkich słowach stwierdził, że Kieran nie może zostać przykładnie ukarany, a jego wrogowie powinni jak najszybciej opuścić wieżę klanu .0, dla ich własnego bezpieczeństwa. Rozwścieczony tym Drago nalegał by polała się krew Rytualisty, mimo to Gildensztern nie zmienił swojego postanowienia. Soldacki kronikarz ruszając w ślady za swoim Justycjariuszem opuścił to miejsce, mieląc w zębach przekleństwa. Wcześniej jednak Fiodor poprzyrzekł mu rozwiązać tę sprawę i spotkać się z nim w klanie Rdzawych Wierchów za trzy miesiące, w Noc Dzikich Łowów . Następne minuty rozmowy z decydentem technoklanu nie dały żadnych rezultatów, gdyż Kieran okazał się zbyt potężnym przeciwnikim w tej rozgrywce. Na szczęście udało się ochronić cenny eksponat-artefakt w podziemiach Starożytnych. Naszym bohaterom nie zostało nic jak tylko udać się w drogę, pod eskortą niewielkiego oddziału szturmowców. Gdy wsiadali do windy by opuścić najwyższe piętro, Fiodor zawrócił. Jego pożegnalne spojrzenie dało do zrozumienia towarzyszom, że sprawa Kierana istotnie zostanie zakończona.



Przyjaciel zza Bramy

       Goście Monastyru nie znaleźli Abigail w koszarach, postanowili udać się więc do Technoklanu. Jednakże w drodze z miasta zdarzyło się coś niespodziewanego co odmieniło koleje wydarzeń. Gdy postawili swoje stopy na moście łączącym Monastyr z brzegiem Czeluści, zobaczyli grupę ludzi biegnących od miasta. Zamaskowany Rytualista z obnażonym mieczem uciekał przed czterema strażnikami. Drago rzucił się w bieg za uciekinierem. Na końcu mostu doszło do starcia w którym Drago ramię w ramię z Rytualistą pokonał strażników. Rytualista imieniem Dagon nie chciał nic wyjaśniać póki nie znaleźli się w bezpiecznej odległości od miasta. Drago, Livia i ich nowy towarzysz po chwili biegu skryli się w ścieżce wśród skał. 
Tymczasem Yamanoide i Lorenzo wypytywali strażników o uciekiniera. Gdy już chcieli się udać za dwójką swoich towarzyszy na moście zatrzymał ich dziwny dźwięk. Cicha, mechaniczna melodia, której źródłem musiała być przepaść. Gdy Hanzyta i Technoklanyta ocknęli się już, zostali otoczeni oddziałem straży, wysłanej za Dagonem. Lorenzo jednak nie tracił zimnej krwi i kilkoma twardymi słowami, popartymi cesarskim spojrzeniem nakazał kapitanowi zwrócenie swego oddziału w miejsce gdzie jest bardziej potrzebny. Zaledwie Livia i Drago zjedli z Rytualistą mały posiłek dołączyli do nich Lorenzo z technomantą.


Wyjście z pułapki

       Dagon z początku obojętny i nieufny, otworzył się dopiero gdy usłyszał, że ma do czynienia z gośćmi Monastyru. Jak tłumaczył sam przybył do tego miejsca dopiero wczoraj i zastał to miejsce nękane zarazą od trzech miesięcy, podczas gdy on sam widziało Monastyr zaledwie kilka tygodni wcześniej w całkiem normalnym stanie. Niedługo potrwało nim wszyscy zdali sobie sprawę, że ten klan to wytwór potężnego egregona. Stwierdzenie, że znaleźli się w Interiorze, nasunęło liczne pytania, poczynąjąc od tego czy są tutaj jakieś istoty prawdziwie żywe poza nimi. Dagon tłumaczył, że bezlitośnie zabił swoją żonę oraz kapitana straży, gdyż ich żywoty to tylko czysta imaginacja. Gdy bohaterowie przy ognisku rozprawiali nad tym, zza załomu skalnego wyszła Rebeka. Oburzona i na skraju płaczu, słysząc jak mało ważny stał się jej klan w oczach jej towarzyszy. Mimo, że byli przekonani o jej nikłym istnieniu Drago i Lorenzo wdali się w rozmowę z mieszkańcem Interioru, próbując ją pocieszyć. Jednakże większym problemem wciąż pozostawał sposób wydostania się z tego przeklętego miejsca. W tym momencie potrzebna była wiedza i umiejętności Eitana. Wszyscy zgodnie myślami przywołali ducha Śniącego. Osłabiony okultysta potrzebował towarzysza w rytuale. Drago nie wiedząc nic o Pomroku, ale pchany ciekawością przystąpił do obrzędu. Po zaledwie sekundzie było po wszystkim. Doświadczenie podróży przez cienie Pomroku było fascynujące, intensywne i nieporównywalne z czymkolwiek innym. Wyjściem z Interioru było nic innego jak Korytarz Przodków w podziemiach katedry Rytualistów. 
      Wystarczyło teraz przekonać Kyle'a, ale by to zrobić wpierw czekała trudna rozmowa z Abigail. Kapitan straży była wściekła, gdy obudzono ją po ciężkim patrolu, tym bardziej nie chciała słuchać propozycji przystania do znienawidzonych Śniących. Wpierw Drago starał się ułagodzić Abigail, opowiadając jej historię swojego klanu. Skutki były niewielkie, lecz zaraz potem uderzył na nią Lorenzo swoją piękną mową. Na nic zdał się opór Rytualistki gdy Hanzyta ubierając wszystko w gładkie słowa wręcz zmusił ją do współpracy. Już kilka minut później Kyle z uśmiechem przyjmował wiadomość o wynegocjowanym kontrakcie z kapitan straży. Przy wyjściu z wieży, Yammanoide przystanął znów jak oczarowany, wpatrując się w okno. Gdy Soldata spróbował go ocucić, sam usłyszał charakterystyczną melodię, mechaniczny dźwięk pozytywki dawno umarłego towarzysza. Bliskość Czeluści sprawiała, że dało się słyszeć głos utopionego w Ciemności, ale to przecież Interior - wytwory wyobraźni. 



Próba w Korytarzu Przodków

       Przed wejściem do mistycznego Korytarza, miejsca pochówku najznamienitszych mieszkańców Monastyru na Skraju Czeluści każdy przygotowywał się na swój sposób. Bramę do krypty miała poprzedzać próba, Wyznanie. Uprzedniego wieczora nawet Lorenzo przysiadł na chwilę by spojrzeć do swego dziennika transakcji, by spojrzeć wgłąb w poszukiwaniu swego najplugawszego przewinienia. Kłamstwo by sprawiło, że oszust błąkałby się bez końca na skraju Pomroku i naszego świata w poszukiwaniu wejścia do grobowca. Noc była niespokojna od oczekiwania i niepewności. 
Lorenzo, Drago, Livia, Dagon, Yammanoide i Rebeka zeszli razem po schodach prowadzących do katakumb. Jednakże gdy pomyślnie przeszli Próbę, Rebeki z nimi nie było. Choć wszyscy spodziewali się tego, dało się odczuć brak ciekawskiej i pomocnej dziewczyny. Co więcej Próba jak się okazało splotła losy drużyny bardziej niż jakakolwiek przysięga, gdyż każde słowo Wyznania i Pokuty doszło do świadomości pozostałych.

Lorenzo
      To było lata temu, gdy jeszcze nie był rzecznikiem rodu, a jego imię nie było znane w całym Amber. Dwóch uliczników nie wiedziało kim był Lorenzo, gdy w jakimś ciemnym zaułku tłukli go kijami dla kilku żałosnych monet. Hanzyta nie należał do tych co przebaczają. Dwa dni później jego straż przywlokła do lochów obitych oprychów. Lorenzo osobiście nadzorował pracę kata, gdy ten wpierw nacinął ciało, odcinał język i dłonie nieszczęśników. Kaźń zakończyło obdarcie ze skóry powieszonych pod sufitem młodzieńców. Trudno opisać słowami jak wymyślne tortury kazał Hanzyta zastosować. Wiadomo tylko, że kat dwa tygodnie później powiesił się, a komnata która spłynęła krwią do dziś pozostaje nietknięta, zamurowana w piwnicy Lorenza i jego pamięci. Czarna wizja nawiedziła Hanzytę gdy wymówił te słowa. Karminowa pościel jego łoża, z setkami kobiecych dłoni szarpiących jego ciało. Przyjęcie w posiadłości Machiavellich, w którym Lorenzo musiał uczestniczyć bez języka, bez uciętych dłoni broczących posoką. Mała kamienna komnata w piwnicy i dwa okaleczone ciała mszczące się na swoim oprawcy. Kąpiel we własnej krwi, próba wydostania się ponad powierzchnię gigantycznej kadzi. 
I głos nakazujący Pokutę – "Zbierz dziesieć tysięcy denarów w klejnotach i wrzuć je do Studni Czterech Wiatrów."

Yammanoide
     Młody technomanta owładnięty ambicją i obietnicą szybkich efektów kilkukrotnie dawał się zwodzić w zakazane dziedziny, jak biomancja czy nekrotechnika. Jednakże nigdy konsekwencje jego czynu nie były tak poważne jak w tym przypadku. Nigdy także nie posunął by się tak daleko gdyby nie ktoś inny – mędrzec, choć wątpliwej prowiniencji. Technomanta z dalekiego klanu, mogłoby się zdawać, że Kultysta Korodera – i słusznie. Opowiadał o artefakcie, którego moc miała znacznie przewyższyć dotychczasowe wytwory młodego Yammanoide. Był tylko drobny haczyk, w zamian należało podzielić się częścią technologii klanu RC.3. Transakcja zdawała się uczciwa – wymiana wiedzy – która dokonywała się nieraz w Technoklanach. Skąd miał młodzieniec wiedzieć, że schematy, o które prosił kultysta miały kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa siedziby RC.3. Dał się skusić Ciemności, a ta wyciągnęła swoje kosmate palce po cały klan niszcząc go niemal doszczętnie. Cóż innego mogłoby być Pokutą jak nie "przywrócenie klanowi RC.3 jego dawnej świetności".

Drago
    Każdemu Unicie zdarzyło się z pewnością spotkać dziki klan, czy był to opętany szaleństwem klan Tatuażystów, czy pozornie pokojowo nastawiony klan nekrodruidów. Drago w podróżach czasu młodości, dostał się do dzikiego klanu Źrebiąt Klaczy. Soldata będąc we właściwym miejscu, o właściwym czasie uratował młodą dziewczynę z klanu, która okazała się być kapłanką. Dzikoklanyci przyjęli go gościnnie, a on wbrew wersetom Tradycji zamieszkał z nimi. Sielska i spokojna atmosfera życia na krańcu świata nie zapowiadała przyszłych wydarzeń. W wigilię równonocy, wszyscy członkowie Źrebiąt udawali się na oddalone wzgórze by odprawić coroczne rytuały. W tej części życia klanu, Drago nie miał prawa uczestniczyć. Pchany ciekawością zakradł się w pobliże kamiennego kręgu gdzie odbywały się obrzędy. Gdy spostrzegł nagie ciała tańczące w hipnotycznym kręgu wokół kobiety, która , jak mniemał, miała zostać złożona w ofierze, jego oczy przesłoniła czerwona mgła. Sama Ciemność musiała wkraść się w jego słaby umysł i silne ciało. Kiedy odzyskał świadomość, cały był skąpany we krwi, trzymając wyrwane kończyny, siedząc pośród ciał, w krzyku przerażonych niedobitków. Jedynie dziewczyna, którą kiedyś uratował leżała na środku nietknięta szlochając nad swymi zabitymi współbratymcami. "Zabij! Zabij mnie proszę!" wykrztusiła dławiona łzami, a Soldata teraz już w pełni świadomy usłuchał prośby, przecinając ostatnie więzy przyjaźni z klanem Źrębiąt.
Pokutą tej kaźni miał być "czyn którym Drago pokaże iż jest godny zaufania swoich przyjaciół".

Livia
   Hanzyci dopuszczają się wielu niegodnych występków w swej pogoni za złotem i władzą. Jednakże Livie nie zapomni jednego, zdawałoby się nieszczególnego, zabójstwa. Droga do zostania przedstawicielem rodu była usiana trupami, ale zawsze najlepiej pamięta się ten pierwszy krok. 
Bal był najlepszą okazją by zwrócić uwagę niewygodnego prominenta. Uwiedzenie hrabiego nie było najmniejszym problemem, zresztą aż sam się pocił na myśl o młodej hanzytce. Jednakże najgorszym miała być noc w sypialni notabla. Ten obrzydliwy zapach jego starczego potu gdy dotykał skóry Livii i małe świńskie oczy utkwione w jej piersiach. Niesmak do swego własnego ciała który nie opuścił hanzytki jeszcze przez kilka tygodni. Nad ranem gdy hrabia zsapany leżał w łożu po upojnej nocy, Livia przebiła mu serce tępym nożem do listów. Niestety brud tego łoża nie dał się zmyć, ani wodą, ani krwią decydenta.
Po Wyznaniu grzechu, hanzytka zatopiła się we wspomnieniach. Wróciła do dnia, w którym zdecydowano o jej przyszłości. Ojciec wezwał córkę do swego gabinetu, gdzie czekali także na nią dwaj starsi bracia. Gdy weszła oni już rozprawiali czy powinna stanąć na czele gildii kupieckiej czy może budować sieć pocztową rodu. Po chwili przysłuchiwania się, nie wytrzymała "Chcę zostać rzecznikiem naszej rodziny". Mimo że pochodziły z ust dziesięciolatki, te słowa wstrząsnęły mężczyznami w gabinecie. Najstraszy z braci – Markus miał zostać rzecznikiem, lecz on w spokoju przyjął niedorzeczną propozycję siostry. Natomiast drugi z młodzieńców, gromkim śmiechem i żartem skomentował jej słowa. Chociaż tą rozmową Livia nic nie wskórała, to jednak od tego momentu postanowiła dopiąć swego, ze szkodą dla swego rodzeństwa. Pokutą jest zatem "przywrócenie należnej pozycji swym braciom".



Starcie w grobowcu

          Mistyczne mauzoleum Rytualistów było w rzeczy samej imponujące. Długi świetlany korytarz, z dwóch ścian sarkofagów ciągnących się bez końca w obie strony. Co więcej był to Interior zawieszony pomiędzy światami, a stąpanie po nim bardziej przypominało śnienie w Pomroku niż doświadczenia z naszego świata. W tym miejscu Eitan był o wiele silniejszy, jego obecność była prawie namacalna. Należało teraz jednak znaleźć sarkofag Mortimer. Wcześniej bohaterowie zbliżyli się do miejsca pochówku Mordechaia – Kroczącego Wśród Cieni. Mimo, że wielki mistrz nie mógł pomóc bezpośrednio, Drago i Livia zyskali sobie jego przychylność, która już niebawiem miała się przydać.  Wreszcie doszli do grobu swojego wroga. Kamienna płyta na której spoczywała rzeźba śpiącej Mortimer w niewytłumaczalny sposób wzbudzała trwogę. Gdy odsunęli ciężkie wieko na kilka cali, z wewnątrz wykipiał czarny obłok. Ciało Mortimer, o pergaminowej skórze, nienaturalnie wychudzone, zostało opanowane przez Upiora. Nikt nie spodziewał się wybudzić istoty utkanej z Ciemności, nikt nawet nie zdążył zareagować gdy stwór przemówił.

-  Głupcy, udało wam się do mnie dotrzeć. Więc teraz możecie mnie wreszcie uwolnić z tego przeklętego miejsca.

  Nikt nie chciał się układać ze Splugawionym, ale tylko on wiedział co tutaj się stało. To on owładnął ciałem Mortimer i wygnął Eitana, a to wszystko w walce z innym upiorem, o wiele potężniejszym – Tiamat. Lorenzo nie byłby hanzytą, gdyby nie spróbował wydobyć więcej informacji od upiora. Podczas gdy rozmowa rzeczników z wrogiem przedłużała się, reszta drużyny stała przygotowana na atak. W końcu Drago widząc, że słowa robią się coraz ostrzejsze, rzucił się na Splugawionego. Kilka pierwszych chwil starczyło by poznać jak duży błąd popełnił rzucając się na wielokrotnie potężniejszego od siebie przeciwnika. Dagon cudem unikał ciosów, które kruszyły kamienne sarkofagi. Wszystko działo się w ułamkach sekund, że niewprawieni w walce nawet nie zdążyli zareagować. Podczas gdy Rytualista i Soldata z największym wysiłkiem dosięgali ciała Upiora, wróg z łatwością odpierał ataki dwóch wprawnych wojowników. Jednak wolni ludzie nie stali sami naprzeciw Ciemnośći. Gdy Drago zdołał dosięgnąć skalanej Mortimer, mistrz Mordechai poprowadził atak do wnętrza upiornego stwora. Splugawiony rozleciał się w setki drobnych części, które rozprysnęły się po Korytarzu. Lecz Bezmiar nie daje tak łatwo za wygraną, a bohaterowie skrzyżowali ostrza z jego wybrańcem. Kiedy już mieli odejść, pulsująca ciemna masa stopiła się w jedność, a wskrzeszony upiór ze zdwojoną wściekłością zaatakował. Walka przeciągała się niebezpiecznie, ale dysydenci wygrywali z niezmordowanym wrogiem. Podczas gdy Dagon chciał wymierzyć ostateczny cios, Splugawiony uciekł, unikając swego końca. Ze starcia wszyscy wyszli cało, jednak wiedząc, że Upiór, został zaledwie zraniony i nadal czeka gdzieś na końcu Korytarza Przodków.



KOMENTARZ

Głos z Otchłani to z pewnością jedna z najlepszych przygód jakie rozegraliśmy. Szczególnie druga sesja, kiedy to już rozpoznanie mieliśmy za sobą i przyszło tylko dopełnić dzieła. Świetnie wspominam mistyczny i duszny klimat walącego się Monastyru – Interioru. Najlepszym motywem była bez wątpienia Próba w Korytarzu Przodków. Każdy z osobna wyznawał swój grzech, a później gracz obok prowadził mu jego wizje i wymyślał Pokutę. Byłoby to idealne zakończenie, ale czekała nas jeszcze walka z Mortimer, bardzo klimatyczna na początku, ale wraz z rozwojem coraz bardziej gamerska. Niestety w momencie kiedy starcie, ogranicza się do wymiany ciosów, bez żadnej innej interakcji, łatwo przerodziło nam się w turlactwo. Co nie znaczy, że brakowało emocji – walka była bardzo trudna, została przewidziana na przegraną drużyny, a udało nam się dwa razy pokonać Upiora. Całość, mimo że po po raporcie tego nie widać, była miodna i domagała się bym ją (jako klanowy kronikarz) ocalił od zapomnienia.
Raport niestety pisałem z dosyć dużym poślizgiem, na czym ucierpiały niektóre fragmenty. Jakby któryś z graczy chciał uzupełnić jakąś białą plamę to zachęcam (np. Grzech i Pokuta Dagona).



 


0 Response to "GŁOS Z OTCHŁANI CZ. 2 - AP."

Prześlij komentarz

Powered by Blogger