Głos z Otchłani cz. 1 - AP.
Głos z Otchłani – cz.1 Pierwszy raport z sesji Klanarchii Sesja trwała koło 6 godzin i była w moim odczuciu bardzo udana. Po raz pierwszy popełniliśmy porządne Preludium. Mimo tego, że w większości nie zrealizowaliśmy naszych założeń, fabuła nie obfitowała w atrakcyjne motywy, a klimat wyszedł nie taki jak chcieliśmy, spotkanie zostało wysoko ocenione przez wszystkich współgraczy. Z racji że od dłuższego czasu przymierzałem się do napisania APka, ta sesja wydała mi się warta zapamiętania. Założenia formalne
Drużyna i motywy Drago – soldacki kronikarz, 38 lat, dumny i butny – "Święta Buntowniczka" Livia – hanzycka rzeczniczka rodu, 23 lata, ambitna i kąśliwa.- "Dyskusja, w której ważną rolę odgrywa płeć interlokutorów." Lorenzo – hanzycki rzecznik rodu, 37 lat, wyniosły i protekcjonalny. - "Wszystko można kupić za pieniądze" Yomanaide – technoklanycki technomanta, 24 lata, zimny i logiczny. - "Silnik Spalinowy" Preludium "Eitan, jeden z okultystów śniących w Sali Założycieli, podtrzymujący interior Omamu został zaatakowany i wyrwany ze swojej powłoki cielesnej. Jego zbłąkany duch wygnany z ciała wędrując po Pomroku szukał pomocy. Przypadkiem jego ledwie słyszalna prośba o pomoc trafiła właśnie do Was. Przedstawił sprawę i wyjawił iż sprawcą jego nieszczęścia jest Mortimer. Inny śniący, który także miał zaszczyt zejść do Sali Założycieli, lecz odszedł na emeryturę. Fakt ten jest znany jedynie nielicznym gdyż tożsamość śniących podtrzymujących Omam jest ściśle strzeżoną tajemnicą. Jednakże nie możecie udać się po pomoc do Omamu, gdyż potężny wróg od razu wyczułby Eitana i skruszył do reszty jego słabego ducha. Dlatego musicie zachować waszą misję w sekrecie i szukać rozwiązania w rodzimym klanie Mortimer. Monastyr na skraju Czeluści jest kolebką najpotężniejszych śniących całej Rubieży i siedzibą Patriarchy - przywódcy Rytualistów." Nieszcęścia chodzą parami, mówią na Rubieży... Lecz dla Monastyru los nie okazał się tak łaskawy. Trzy potężne ciosy powaliły na kolana najważniejszy klan Rytualistów. Już pierwszy wystarczyłby dla pogrążenia całej Rodziny w głębokim żalu, umarł Patriarcha. Od miesiąca Monastyr nęka nieznana zaraza, której pierwszą ofiarą stał się sam decydent klanu. Choroba jest wysoce zaraźliwa, leki zdają się nie działać, nikt nie zna antidotum, a plaga wyludnia ulice i dziesiątkuje populację. Wokół miasta zawsze było niebezpiecznie, wilkołaki walczyły cały czas o ten teren. Jednak żercy skutecznie zabijali bardziej agresywne podjazdy. Teraz gdy w mieście panuje chaos, bezkrólewie, a Rytualistów trawi zaraza, nastały nowe ataki ze zwielokrotnioną siłą. Wpadają nawet do miasta, mordując bezbronnych. Plotka głosi, że widziano wśród nich Stalowego Tancerza. Największa klęska spadła na Monastyr trzy dni wstecz. Z początku lekki wstrząs przeląkł mieszkańców wielokondygnacyjnego kompleksu rozsianego po licznych półkach skalnych, jaskiniach, korytarzach i filarach. By po chwili Otchłań zawyła wielogłosem swej niezbadanej pustki i ruszyła z posad wielkie miasto. Trzęsienie ziemi zamknęło liczne zamieszkałe szczeliny w zboczu, otworzyło nowe drogi, rozerwało i zmiażdżyło dziesiątki budynków, przerwało przejścia, mosty i tunele. Północna Dzielnica miała najmniej szczęścia, cała oderwała się i została ciśnięta w bezdenną Ciemność. Przez bramę Monastyru Szli zacienionymi ulicami, spotykając jedynie z rzadka śpieszących do swoich domostw Rytualistów. Każdy z nich do twarzy przytknął chustę, lub owinął się szczelniej opończą. Nie żeby ktokolwiek wierzył, że to ochroni przed zarazą, raczej by nie czuć tej wszechobecnej woni krwi, tej zakrzepłej i tej świeżej. Oleander, zaufany przyjaciel Eitana, wpuścił ich bez słowa. Gdy rozsiedli się w, bulgoczącej różnokolorowymi i dymiącymi specyfikami, pracowni alchemika, gospodarz zapytał ich o drogę i wejście do siedziby klanu, którego Brama od dłuższego czasu jest zamknięta. Opowieść rozpoczął Drago - Byliśmy od tygodnia w drodze, zmęczeni, lecz pchani do przodu wagą sprawy, kiedy naszym oczom ukazał się ponad horyzontem znak, że jesteśmy blisko. Trzy wieże, Wieżyca Śniących, Iglica Katedry i Samotna Baszta – symbole Monastyru. Jednakże trakty były puste, być może stąpaliśmy jedną z tych zwodniczych ścieżek prowadzących ku zgubie, a nie bramie klanu. Gdy szliśmy kolejny dzień w cieniu wież, poczuliśmy podmuch powietrza pełen pyłu i wtórujacy mu wstrząs. Przyśpieszyliśmy kroku w obawie przed najgorszym. Na drodze spotkaliśmy trzech Rytualistów, jednakże żaden nie chciał nam nic powiedzieć. Byli ubrani w poszarpane szaty, jeden z nich ranny, a trzeci bełkotał do siebie wybuchając płaczem. Trzy dni wędrówki upłynęły w stałym niepokoju. - Tu kronikarz przerwał oddając głos hanzycie, by wyjaśnił Oleandrowi jak przedostali się przez zamknięte wrota. - Wpadliśmy wprost w miejsce ogromnej bitwy. W mgnieniu oka musieliśmy przedostać się przez rozwścieczone bestie. Na szczęście Rytualiści nas dostrzegli i uratowali przed niechybną śmiercią. Już po chwili nastała cisza, a mimo wygranej zamiast okrzyków zwycięstwa można było słyszeć jedynie jęki rannych i przekleństwa znachorów. Podszedł do nas Alec, jeden z dowódców, a po kilku zaledwie słowach dał nam małą metalową kasetkę z symbolem wież, która miała nam pozwolić na wejście przez bramy. - Yomanaide dokończył opowieść wyjaśniając jak odnaleźliśmy drogę do sędziwego Oleandra. [To miała być scena z różnymi wersjami wydarzeń. Rozpoczęcie było dobre, ale przekazując opowieść w ręce Lorenzo, rozbiłem zasadę tej gry i koniec końców nic z tego nie wyszło. Mimo to nękany wyrzutami sumienia zainicjowałem inny wątek, który także formalnie okazał się ciekawy.] Gdy Oleander chciał przejść do rozmowy na temat Eitana, Drago przypomniał, że nie oddali metalowej kasetki żadnemu ze strażników przy bramie. Wielkie zainteresowanie wzbudził ów przedmiot, szczególnie że Oleander nigdy takiego nie widział. Po tym jak Yomanaide precyzyjnym ruchem otworzył zamek, a w środku nie znaleziono nic prócz opiłków metalu, Drago soldackim sposobem wybił drugie dno. Ukryta płytka wykonana ze złoconego metalu była pokryta jakiegoś rodzaju nieznanymi nam znakami, geometrycznymi kształtami i krzywymi. Mogła to być mapa jakiegoś odcinka Czeluści, lecz brak jakichkolwiek innych wskazówek nie pozwolił na rozwiązanie tej zagadki. Monastyr w ruinach na skraju upadku Oleander także miewał sny sprowadzone przez Eitana, ale nie wierzył w coś tak niebywałego. Jednak gdy wysłannicy śniącego stanęli u jego progu, wiedział kim są i miał przygotowane dla nich informacje o sytuacji w Monastyrze. Sytuacja jest bezprecedensowa, Patriarcha zginął, a metropolici innych klanów, ani myślą by przybywać na Skraj Czeluści. Z jednej strony, rezydujący w pałacu młody syn patriarchy Eliasz, z doradcą patriarchy – Aronem, chcą opuścić znękaną i niebezpieczną siedzibę klanu. Po drugiej stronie jest Abigail kapitan straży, dzielna i charyzmatyczna Rytualistka, która za wszelką cenę chce powstrzymać wilkołaki swoimi ochotniczymi oddziałami. Nad nimi wszystkimi rezydują śniący, którzy jak jeden organizm pod przywództwem Kyle'a zamknęli się w swej czarnej wieży, gdzie rzekomo szukają lekarstwa na zarazę. Mortimer okazuje się nie żyć, gdyż z Sali Założycieli nie można inaczej odejść. Umarła w rytuale samobójstwa poprzez zejście do Korytarza Przodków, gdzie rozpłynęła się w Bezmiarze. Lorenzo i Yomanaide od razu poddali w wątpliwość rzeczywistość tego obrzędu, domniemując że Mortimer uciekła lub nadal przebywa gdzieś w podziemiach Katedry. Kapitan Abigail, miecz na wilkołaki Na platformach umieszczonych poniżej poziomu powierzchni panuje półmrok, lub nawet mrok, rozświetlany jedynie ulicznymi pochodniami. W dodatku po ostatnich trzęsieniach w powietrzu wisi pył, który ogranicza widoczność i utrudnia oddychanie. Spacer wiszącymi mostami, które w każdym momencie mogą się zerwać, upuszczając podróżnych w ramiona bezkresnej czerni sprawia że wszyscy czują się nieswojo. Koszary okazują się okazałym budynkiem, na oddzielnym skalnym słupie, który wyrasta wprost z przepaści. Pięknie zdobiony fort o misternie wykończonych otworach okiennych i wieżyczkach na każdym z rogów budynku w niczym nie przypomina surowych i prostych koszar w innych klanach. To tutaj po raz pierwszy spotykamy tak wielu Rytualistów. Mimo to, że niektórzy z naszej drużyny mieli już do czynienia z nimi, a nawet spędzili kilka lat w ich Rodzinie, to każdego przechodzi dreszcz gdy spotykają te zakrywające emocje maski oraz kamienne twarze bez uczuć. Gdy przekraczają próg pomieszczenia sztabowego Lorenzo momentalnie się zmienia. Jego sylwetka dotąd delikatna i nieco przytłoczona dookulnym niebezpieczeństwem, śmiercią i zarazą teraz nabiera dostojeństwa i szyku. Wzniosłość i majestat gościa od razu przykuwają beznamiętne oczy Rytualistów, a rozmowy w sztabie cichną. Nikt nie ma wątpliwości, że przybył ktoś znamienity. Rozpoznanie Abigail też nie sprawia nam trudu, od niej bije ten sam co od hanzyty blask charyzmy, a Rytualiści okazują jej respekt w każdym ruchu. W rozmowie Lorenzo w imieniu swojego klanu oferuje zapomogę w trudnej sytuacji w zamian za późniejszą zapłatę. Przedstawiona oferta rozpala nadzieję w oczach pani kapitan. Mimo że do transakcji nie dochodzi dowiadujemy się o jej niepokonanej ambicji do pokonania wilkołaków oraz niechęci zarówno do Rytualistów chcących uciekać, jak i neutralnych śniących którzy jej zdaniem tchórzliwie skryli się w wieży. Nieoczekiwana wieść na drodze Na drodze do wieży bohaterowie spostrzegają drobną postać biegnącą w ich kierunku. Bladolica Rytualistka przynosi wieści o tragicznej śmierci swojego dziadka – Oleandra. Mimo powagi sytuacji- śmierci zaufanego gospodarza, Lorenzo zauważa niezwykły wdzięk kruchej i uroczej dziewczyny. Od tego momentu hanzyta zdobywa względy Rebeki co nie uchodzi uwadze reszty drużyny. Laboratorium Oleandra wyglądało jak pobojowisko, a jego ciało wykręcone w agonalnym spaźmie leżało wśród potłuczonych naczyń. Oględziny wykazały, że starzec sam wypił jedną ze swoich trucizn. Zdawało się, że Mortimer już dowiedziała się o akcji Eitana i usunęła jedynego sprzymierzeńca wśród Rytualistów. Rebeka okazała się adeptką śniących, co wzbudziło nadzieje na spotkanie z Kylem. Jednakże jej znajomości wystarczyły jedynie by zaaranżować widzenie z Ulebem. W tym momencie odbył się ognisty spór między Livią, a Lorenzem o to, że hanzyta bez zgody reszty drużyny postanowił przyjąć Rebekę do drużyny. Przez dłuższy czas, ani Drago, ani Yomanaide nie mieszali się do sporu. Dopiero gdy Lorenzo swym życiowym doświadczeniem przygniótł argumenty Livii, oraz zakpił z niej, Yomanaide stanął po stronie hanzyty i rytualistki. Mimo swego gniewu hanzytka musiała dać za wygraną. Czarna Wieża Snów Od razu gdy goście weszli na gwieździsty dziedziniec przybytku okultystów poczuli się nieswojo wśród czarnych posągów legendarnych śniących. Rebeka natomiast, zazwyczaj nieśmiała, nabrała śmiałości i poprowadziła do swojego nauczyciela. Rozmowa Lorenza i Uleba w cztery oczy zawodzi wszystkich, gdyż rytualista nie daje wielkich nadzieji na spotkanie z Kyle'm. Śnieżnobiała maska załzawiona krwią i lodowaty wzrok rozmówcy nie pozwala nawet wprawnemu rzecznikowi rodu określić szans na powodzenie. Bohaterowie zaryzykowali jednak spotkanie z najwyższym śniącym, do którego na szczęście dochodzi już kolejnego dnia. Przywódca z Czarnej Wieży kazał czekać przed drzwiami, jednakże to nie zmiękczyło dyplomatów. Duży, umięśniony śniący przyjął ich w surowej sali audiencyjnej. Mimo że powitanie bylo chłodne, Kyle nie zdołał ukryć swego rozpalonego spojrzenia w kierunku hanzytki. Śniący przedstawił propozycję przeprowadzenia pertraktacji z Abigail. Przyrzekł pomóc w walce z wilkołakami, jeżeli kapitan straży następnie odda wybór decydenta klanu w ręce mistyków. Jako zapłatę Lorenzo wynegocjował dostęp do całego kompleksu Katedry, wraz z Korytarzem Przodków. Niestety by tam wejść potrzebny jest duchowy przewodnik, którym zostanie ktoś z drużyny. Pertraktacje były krótkie i udane, już po chwili drużyna, tym razem cała, rozmawiała z Ulebem. Uleb złożył propozycję odnalezienia bardzo ważnego artefaktu z pobliskiego klanu Technomantów, wybitego przez wilkołaki. Mimo że zaoferował po pięćdziesiąt sztuk złota na osobę, ta sprawa zafascynowała szczególnie Yomanaide, któremu Uleb polecił by na czas tego zadania zapomniał o swoich umiejętnościach technomancji. Zagadkowa propozycja w tak niecodziennych okolicznościach wzbudziła też duże zainteresowanie w kronikarzu klanowym. Za pieniądze można kupić wszystko Lorenzo który od dłuższego czasu wiódł spór z Drago postanowił dobitnie dowieść swych racji. Podszedł do zniszczonego człowieka, który pakował na wóz resztki swojego dobytku by móc uciec z miasta. Hanzyta wyciągając złote monety, zażyczył sobie tańca. Zapłacił rytualiście by ten zatańczył dla niego na ulicy, być może po raz pierwszy w swoim życiu. Zniesmaczeni wydawali się tylko Drago i Rebeka, podczas gdy przypadkowi ludzie przystanęli by szeptem zadrwić z pląsającego błazna. Wtedy jednak Lorenzo, przerwał stanowczo to przedstawienie, wręczając tancerzowi monety. To przedstawienie zniechęciło Rebekę do cynicznego hanzyty i rozsierdziło starego soldata. Dziecko na tronie przodków Następnie bohaterowie skierowali swoje kroki do jeszcze jednego kluczowego przybytku w klanie Rytualistów. Pod pięknym budynkiem pałacu zebrała się spora grupa ludzi z tego prawie wyludnionego klanu. Tłum stał nieruchomo w milczącym proteście i wyczekiwaniu, podczas gdy czwórka gości szła w otoczeniu strażników do sali tronowej. Niezwykle zdobiony i bogato wystrojony pałac musiał zrobić wrażenie nawet na hanzytach. Symbole klanów wymalowane na sztandarach w długiej sali oznaczały wszystkie największe klany Rytualistów. Ten splendor i atmosfera godności sprawiała, że nikt nie miał wątpliwości iż było to samo serce jednego z najważniejszych i najpotężniejszych klanów na całej Rubieży. Mimo, że byli o tym powiadomieni, zaskoczenie było ogromne, gdy na tronie patriarchy zobaczyli czternastoletniego chłopca, syna zmarłego patriarchy. W tej groteskowej sytuacji Drago wpierw oburzony, dał znak swego zuchwalstwa, by później otwarcie zakpić z młodzieńca. Mimo szyderstw i słownej zabawy z młokosem wszyscy złożyli przysięgę podjęcia zadania – przekonania Abigail by przystała do Eliasza. Po audiencji Rebeka oburzona brakiem szacunku jaki okazali Lorenzo i Drago, wypomina im przyrzeczenie jakie złożyli. Hanzyta pozostaje niewzruszony, lecz stary kronikarz wzburzony oskarżeniami młodej rytualistki zarzuca jej bezczelność. Krótka i zaogniona kłónia kończy się równie szybko jak zaczęła przegraną soldaty, który by postawić na swoim zaczerpnął sił z kłębów Ciemości. Przekonany pasją i ideałami, które przecież także podzielał zgasł na moment by zejść o jeden stopień niżej w kierunku Czeluści. |
0 Response to "Głos z Otchłani cz. 1 - AP."
Prześlij komentarz